Spektakle
Czas pracy Teatru ZAR w Brzezince nad projektem „Ewangelie dzieciństwa”
sierpień 2002 - październik 2003
„Ewangelie dzieciństwa”
Po licznych wyprawach zespołu do Gruzji, Iranu, Bułgarii oraz Grecji odbytych w latach 1999-2002 zespół, który niedawno przybrał nazwę Teatru ZAR rozpoczyna intensywny czas pracy nad projektem „Ewangelie dzieciństwa” oraz jego pierwszą częścią pod postacią przedstawienia o tym samym tytule. Prace nad przedstawieniem odbywają się w leśnej siedzibie Ośrodka Grotowskiego w Brzezince.
„Ewangelie dzieciństwa”
Po licznych wyprawach zespołu do Gruzji, Iranu, Bułgarii oraz Grecji odbytych w latach 1999-2002 zespół, który niedawno przybrał nazwę Teatru ZAR rozpoczyna intensywny czas pracy nad projektem „Ewangelie dzieciństwa” oraz jego pierwszą częścią pod postacią przedstawienia o tym samym tytule. Prace nad przedstawieniem odbywają się w leśnej siedzibie Ośrodka Grotowskiego w Brzezince.
Miejsce, w którym powstaje spektakl, ma dla całej pracy kluczowe znaczenie. I tak „Ewangelie dzieciństwa” powstawały w Brzezince (…). Czas rozbrzmiewania zaru w „Ewangeliach…” to moment, kiedy cała widzialność zapada się – jest bezgranicznie ciemno. Taka sytuacja mogła powstać początkowo tylko w Brzezince – w miejscu, które nie było miejsce teatralnym, w miejscu, w którym ciemność rozszerza się poza ściany budynku, przynosząc uobecnienie lasu, natury. Równocześnie Brzezinka, jako bardzo konkretna przestrzeń, podyktowała nam rozmiar kompozycyjny przedstawienia. (…)
Spektakl „Ewangelie dzieciństwa” nie mógł zamknąć swojej struktury dopóki nie znalazłem dla niego miejsca w Brzezince. Ta przestrzeń oferowała bardzo wiele. Tam jest taka nisza z poidłem, gdzie zwierzęta wcześniej miały swoje wejście, są tam kolumny, jest co najmniej kilka kierunków, w które może być skierowane działanie, jest kominek z żywym ogniem. Zabudowałem go drzwiami i nagle te drzwi okazały się carskimi wrotami – tak jak w ikonostasie, jak w cerkwi – środkowymi drzwiami, z ukrytą energią diakonów, którzy tamtędy przechodzą. Dopóki tego nie zrobiłem, nie miałem pomysłu, jak zaprząc tę przestrzeń do pracy, jak uczynić ją partnerem. Równocześnie wiedziałem, że potrzebujemy kompletnej ciemności. Ten ujarzmiony ogień z kominka, zza drzwi stawał się prostą szczeliną światła. Przez moment próbowaliśmy wyłącznie nim oświetlać przestrzeń działań aktorskich; potem weszły w użycie reflektory. Ogień był jednak kluczowy.
Wróćmy jednak do akustyki. Wielopłaszczyznowe przestrzenie muzyczne Brzezinki odsłaniają się już w pierwszym momencie spektaklu. Kiedy wchodzimy do sali, słyszymy przede wszystkim pieśń „Cmidao Ghmerto”. Rozbrzmiewa tak, jak rozbrzmiewała podczas naszych wyjazdów, w cerkwi Sioni w Tbilisi. Zaraz potem, gdy tylko wszyscy widzowie wejdą, pieśń się kończy. Tę pierwszą sekwencję nazywamy „Zamykaniem”. Staramy się nią obnażyć pewną podstawową niedoskonałość ludzkiego doświadczenia, które zawsze wymyka się świadomości, ucieka nam. Chór się rozprasza i rozumiemy, że coś się skończyło, chociaż nie wiemy dokładnie co. Lampy i świece gasną, zamykane są wszystkie drzwi. W sekwencji „Zamykania” odsłaniają się kolejne przestrzenie, kolejne pokłady dźwiękowe. To jest coś fundamentalnego – najpierw mamy pieśń i wydaje nam się, że to jest wszystko, co słyszymy. Pieśń milknie i słyszymy wtedy wyraźnie dźwięki towarzyszące działaniom osób, które gaszą światła, zlewają olej z lamp, czyszczą naczynia. Kiedy to ucichnie, słyszymy dźwięki z zewnątrz – szumiący las, często słychać nawet mały, młyński jaz, i dopiero potem dociera do nas dźwięk ognia zza niedomkniętych drzwi kominka. Płomień gra na strunie powietrza, jest jak harfa eolska, jest swoistym dźwiękowym „perpetuum”. Dopiero z perspektywy oddychającego ognia startuje cały spektakl. To jest doświadczenie Brzezinki.
Fragment wypowiedzi Jarosława Freta dla Marty Pulter, Uprzestrzennić pieśń, [w:] „Nietakt” nr 1/2010