Projekty
Złowione
W projekcie udział brali:
Jacek Zawadzki – Złowiony
Marta Zięba – Felice, Ottla, Greta
Ekaterina Egorowa – Głos, Maria Magdalena
Davit Baroyan – Jan, Franz
Jakub Fret – Maks
Dariusz Maj – Sąsiad z psem, Fryzjer, Reżyser
Orest Sharak – Wyrostek
Romuald Kazus – Maszynista/Grabarz I
Radosław Nowakowski – Maszynista/Grabarz II
Jacek Ślęzakowski – Maszynista/Grabarz III
Tymon Pawlik – Chłopiec
Chór Teatru ZAR:
- Ditte Berkeley
- Alessandro Curti
- Kamila Klamut
- Aleksandra Kotecka
- Aleksandra Kugacz-Semerci
- Mertcan Semerci
- Orest Sharak
- Tomasz Wierzbowski
Orkiestra dęta Marcin Brassband: Mirosław Marcisz – trąbka, Tomasz Marchewka – fligelhorn, Grzegorz Rymarczuk – baryton, puzon, Maciej Walczyński – puzon, Marcin Bujarski – tuba
Realizacja świateł: Piotr Jacyk
Projekcje: Adrian Jackowski
Realizacja dźwięku: Szymon Tomczyk
Scenografia przygotowana przez zespół Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia pod kierownictwem Piotra Jacyka
Partner: Instytut im. Jerzego Grotowskiego
Premiera: 7 października 2021
Koncepcja, inscenizacja, scenografia, dramaturgia muzyczna: Jarosław Fret
Projekt dofinansowano z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego
„Złowione”, a może „wyłowione”, „odzyskane”, „wyciągnięte na brzeg”, ale też „dopytane – pełne pytań”.
Pytań o spotkanie Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Różewicza, pełnych hipotez, domysłów, niedomówień, a przecież zarazem pełnych pewności i bezczelności do jakich zmusza nas zasłona czasu, płynącego jak miejski ściek. Czy Poeta po przeniesieniu się w 1968 roku do Wrocławia zakończył pisanie „Złowionego”, oglądając premierowe pokazy „Apocalypsis cum figuris” w Teatrze Laboratorium? Równie dobrze nasz spektakl mógłby nosić tytuł „Tadeusz Różewicz patrzy na Apocalypsis cum figuris”, „Tadeusz Różewicz wychodzi ze spektaklu Apocalypsis cum figuris”, „Tadeusz Różewicz pisze tekst Apocalypsis cum figuris, a jednocześnie zamyka swój poemat Złowiony”.
„Złowione” zawdzięczają swe istnienie Różewiczowskiej poetyce fragmentu: są tu obszerne obrazy z „Pułapki” i słowa poematu „Złowiony”, a równocześnie strzępy poematu „Recycling. Złoto” i wiele innych fragmentów poezji Różewicza, które „wyławiamy”, „topiąc” w związku z nieodbytym, ale wciąż możliwym spotkaniem dwóch gigantów kultury Wrocławia – przenosimy je z czasu przeszłego niedokonanego w czas przyszły niedokonany.
Jedną z kluczowych myśli „Złowionych” jest idea reminiscencji, która łączy Grotowskiego i Różewicza. Reminiscencja, która nie jest biernym, mimowolnym spojrzeniem w przeszłość, a raczej patrzeniem na nasz rozwój i czas w sposób sferyczny – a więc nie tylko powrót, ale prawo ciągłego odzyskiwania, przepracowywania tego, co zostaje pośród nas jako wartościowe, a równocześnie to przepracowywanie jest właśnie sposobem na budowanie wartości.
Recykling, odzyskiwanie i przetwarzanie w przypadku „Złowionych” wyniesione zostaje do rangi Platońskiej reminiscencji – to pierwsza (Różewiczowska) strona spotkania. Z drugiej strony mamy Grotowskiego z jego poszukiwaniem esencji, czy raczej ciała-esencji, jako jednym z fundamentalnych pytań jego badań i nigdy niezamkniętego laboratorium (to łączy okres przedstawień, na czele z „Apocalypsis cum figuris”, z ostatnimi poszukiwaniami w zakresie sztuki jako wehikułu, wtedy gdy Grotowski prowadził w późnych latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych swoje badania, i kiedy w zasadzie równolegle powstają też najważniejsze dla naszego „wyławiania” części poematu „Recykling”).
Rdzeniem spektaklu „Złowione” jest wyjątkowa instalacja sonoryczna – jakby dramat dźwięków/głosów, gdzie wszystko to, co wibruje, co wydaje dźwięk, każde działanie, w tym także działanie słowem, jest zakomponowane, stwarzając nową, unikalną całość. Nie tylko obrazy, ale też całe mikrosekwencje dramatyczne wyciągnięte z tekstów Różewicza są wplecione w nową wibracyjną tożsamość.
Sam poemat „Złowiony” drażni, wibruje jak napięta struna – choć nie ma jej w poemacie (jest w nim napięta żyłka, linka) – i jest dla mnie niczym instrument, rodzaj harfy eolskiej rodzącej się z wody. Wszystko, co w samym poemacie się mieści, ma niezwykłą poetycką siłę synestezji, porażenia i pomieszania zmysłów – i sprowadza się dla mnie do brzmienia. Wszystko, co widzimy, co słyszymy i co czujemy – a czytając poemat „Złowiony” mamy bardzo silne wrażenia związane z obrazami, zapachem, dotykiem – ukazuje nam, że sensoryczny proces lektury nie jest wyłącznie pobudzeniem intelektualnym; a więc poezja związana jest w sposób najczystszy ze zmysłową percepcją słowa i wtedy dominują brzmienia – ostatecznie te wszystkie sensy giną, czy też raczej łączą się w jednym doznaniu sonorycznym.
„Złowione” można by uznać za sceniczny poemat sonoryczny, gdyby takie określenie nie drażniło… naszych uszu.
Jarosław Fret