Spektakle
Medee/Mojry
27–28 maja
Medee/Mojry
{pt.–sob.}
godz. 19:00
Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia
Premiera scenicznej instalacji Teatru ZAR
Koncepcja, architektura oraz dramaturgia muzyczna: Jarosław Fret
Zespół Teatru ZAR występujący w spektaklu: Mertcan Semerci, Aleksandra Kugacz-Semerci, Tomasz Wierzbowski, Orest Sharak, Davit Baroyan
Wykonanie „Adagio (String Quartet Op.11)” Samuela Barbera: Wojciech Koczur, Malwina Kotz, Danuta Kulisz, Jan Skopowski
Wykonanie „Preludium z Suity” Jana Sebastiana Bacha: Jan Skopowski
Premierowe pokazy: 27–28 maja 2022, Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia
Czas trwania: ok. 85 min
„Medee/Mojry” to sceniczna instalacja będąca częścią tryptyku „Anamnesis”, nad którym Teatr ZAR pracuje od 2013 roku. Jako pierwszy element tryptyku powstał spektakl „Armine, Sister”, dedykowany Ludobójstwu Ormian w roku 1915. Spektakl ten prezentowany był wielokrotnie do 2017 roku we Wrocławiu oraz w Londynie, Paryżu, Madrycie, Lizbonie, Rzymie, San Francisco, Salonikach, Oslo i Warszawie.
„Medee/Mojry” poświęcone są uchodźcom i ich bezgłośnej historii. Pierwsza część instalacji przywołuje ścieżki emigracji, które biegły do brzegów Europy przez Morze Śródziemne. Druga część dedykowana jest uchodźcom, którzy ratują swoje życie w związku z wojną w Ukrainie.
„Medee/Mojry” to próba zbudowania poprzez spektakl/instalację pola pamięci; próba połączenia nas (aktorów i widzów) wspólnym wysiłkiem – odpominaniem, anamnezą, dzięki, której możemy nie tyle przedstawiać (tworzyć i odbierać przedstawienie), a raczej uaktywnić te pokłady naszego człowieczeństwa, które dzielimy wzajemnie bez względu na dzielące nas granice, bez względu na naszą kulturową tożsamość, czy przynależność społeczną i dzięki czemu, możemy powołać w sobie „świadka”.
„Bycie świadkiem” nie oznacza dla teatru jedynie opowiedzenia historii – przekazu opartego na faktach, rejestrach, zapisach, lecz przede wszystkim postuluje posiadanie siły włączającej; siły, która przeciwstawia się bierności współczesnych nam czasów, bierności voyeuryzmu. W „Medeeach/Mojrach” pozostanie widzem/świadkiem to dysponowanie siłą przeciwstawienia się powszechnej, medialnej pornografii śmierci.
W pierwszej części spektaklu przywołujemy nieobecność uchodźców chcących ratować, czy choćby odmienić swoje życie w próbie dotarcia do Europy. Pytamy o tych, którzy giną bezimiennie, bez śladu i tylko sporadycznie pojawiają się w przekazach medialnych jako liczby – nieprecyzyjne szacunki. Pytamy się, czy jest możliwe, by teatr mógł ich zawołać, a raczej, czy możliwe jest, aby przez teatr usłyszeć ich ciszę.
Anamneza (gr. ἀνάμνησις) to według słownikowych definicji wspomnienie lub pamięć o przeszłości, reminiscencja. To także platońskie przypomnienie sobie tego, co się poznało niegdyś, przebywając w świecie idei, a właściwie sposób poznania przez przypominanie, niezależny od doświadczenia zmysłowego. W medycynie anamneza to część diagnozy, historia choroby zapisana zarówno w dokumentach, lecz przede wszystkim w samym ciele pacjenta (spowiedź ciała). W końcu w liturgii chrześcijańskiej anamneza to część modlitwy eucharystycznej ze wspomnieniem śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
W „Medeach/Mojrach” chcemy stworzyć inną definicję anamnezy – anamnezy w sztuce; anamnezy jako siły budującej pole pamięci, które zarówno otacza nas, jak i komunikuje się z tą częścią nas samych, która jest w środku i wydaje się nigdy do końca niewypełniona, a która pozwala nam wzrastać, żyć, rozumieć, czuć.
Wyobraźmy sobie wyspę na Morzu Śródziemnym. Jej brzegi cyklicznie zalewane są przez morze. Na połaci wielu kilometrów kwadratowych osadza się słony pokład i w ten sposób od wieków pozyskuje się tu sól.
Wyobraźmy sobie, że właśnie to spotkanie morza z brzegiem staje się naszą teksturą pamięci – polem. Na takim brzegu swoje pierwsze kroki stawiają uchodźcy. Ich ślady pozostają nieodczytane, gdyż nikt tu nie przebywa. Mówiąc o nowym znaczeniu anamnesis chcę przywołać to wielokrotnie powstające i odtwarzające się pole soli jako otwartą metaforę. Takie pole tworzy się przede wszystkim w naszym wnętrzu. Ono nie tworzy się wtedy i tylko wtedy, kiedy inny wyłonił się już z oddali, z morza lub kiedy stanie pod naszymi drzwiami. Ono już istnieje w naszym wnętrzu.
Kiedy znajdujemy na brzegu morza dziecięce buty, wiemy, że to nie przypadek, ale znak czyjegoś kresu… Podnosząc je, nie możemy ich już wyrzucić, bo są one śladem przecięcia życia, być może ostatecznego. Zaczynamy odkładać znalezione przedmioty tworząc „wewnętrzne muzeum”.
Odpominanie – anamneza jest fundamentalną funkcją sztuki. Bez anamnezy nie może istnieć techne (gr. τέχνη), kunszt. Teatr poprzez anamnezę może powołać/odtworzyć doświadczenie dotychczas obce mi, doświadczenie rekomponowane, które choć za każdym razem nie składa się z tych samych elementów, pozostaje głęboko ludzkie i czytelne.
„Medee/Mojry” stają się requiem dla tych wszystkich, których ani imion, ani nawet liczby nie poznamy.
W pierwszej części spektaklu widzimy figurę mężczyzny, być może jedynego, który przeżył. Nie wiemy czy on sam nie jest szmuglerem, trafikantem doskonale prosperującym w biznesie sprzedawania nadziei, a tak naprawdę zapraszającym do niemal samobójczej śmierci na morzu. Tylko on jest w stanie stworzyć kod opowieści, która umożliwi nam zrozumienie co się stało.
Partytura chóru tej części spektaklu zbudowana jest na wątkach pochodzących z sekwencji łacińskiej mszy żałobnej, jaką wciąż rozpoznajemy w całej Europie. Rozpoczynające ją gregoriańskie „Dies irae” przechodzi w korsykańskie i sardyńskie brzmienia – jednak każda kolejna linijka łacińskiej liturgii jest coraz mniej czytelna, zaciera się. Kolejne fragmenty „Rex” czy „Confutatis” jawią się rozszarpane, podzielone, a śpiew chóru osiąga kulminację w żałobnej, ponad dwutysiącletniej pieśni ze Swanetii na Kaukazie (współczesna Gruzja), historycznej Kolchidy, skąd pochodziła mityczna Medea. Linia brzegowa pieśni nie przybliża się, lecz oddala w trakcie spektaklu. Widzimy młodych mężczyzn, którzy sami sobie śpiewają żałobną pieśń. Cały spektakl rozpięty jest w przerwie pomiędzy początkiem a końcem pierwszej suity Jana Sebastiana Bacha. Być może cały spektakl przywołuje tylko jedną minutę, brakującą minutę suity, długą jak ostatni oddech. Ta jedna minuta zostaje rozciągnięta do rangi requiem, rangi niemej liturgii. Oni wracają.
Widzimy elementy takie jak drzwi, buty, klucze, telefony, worki z wodą – jedyne dobro jakie potrzebują i jakim się stają. Na koniec pięciolitrowe kanistry – tyle krwi krąży w ciele człowieka. Tyle zostanie oddane morzu. Kryształy krwi
Przywołane w drugiej części spektaklu Mojry stapiają się w jedną niemą figurę chóru. Ich powinności związane z losem każdego człowieka zapętlają się, kłębią – trudno odróżnić która to Kloto („Prządka nici żywota”), czy Lachesis („Udzielająca”, strażniczka nici ), a która Atropos („Nieodwracalna”, która nić przecina).
Potrzebujemy ciszy, która osadza się w nas jak… trawa. Potrzebujemy ciszy dla zrozumienia nie „tego-co-się-stało”, lecz raczej opisania siebie samych w „tym-co-się-staje”. Potrzebujemy ciszy dla nie-rozumienia, dla życia. Kiedy ucichnie requiem druga część spektaklu zamienia się w performatywny traktat o ciszy.
Nic nie uda nam się zapamiętać nawet jeśli wszystko co zrozumiemy i nie-zrozumiemy, stanie się tylko dzięki pamięci.
Jarosław Fret